Za oknem ciemno, mgła i mżawka. A w mózgownicy?…

A w mózgownicy, mimo potężnych zawirowań – kolorowo. W tle zasuwa w kółko mój ostatnimi czasy ulubiony metalowy cover, przy którym pisze się po prostu świetnie. Wystarczy przymknąć oczy, aby zobaczyć, co chcę stworzyć. Jest wymyślone, przeanalizowane, rozplanowane – nic tylko małymi krokami do przodu. Samo się rozkręci w trakcie – oby jak najszybciej. To świetny lek na doły wszelakie. Póki co, dopiero kilka kroków na tej ścieżce postawiłem. Ale efekty, mimo, iż mało spektakularne – już są. Bardzo pozytywne i motywujące do kolejnych niewielkich, ale istotnych kroków we właściwą stronę. Czyli „Alleluja i do przodu”.

Patrzę w okno i widzę mgłę. Gdzieś majaczą sylwetki dobrze znanych, oglądanych codziennie budynków. Mży. Brudnożółte kule światła latarń tylko podkreślają klimat rodem z kiepskiego horroru, człowiek odruchowo zaczyna szukać wzrokiem jakichś poruszeń, dziwnych sylwetek, oczu – słowem, czegokolwiek, co sygnalizuje rozpoczęcie ostrej akcji. Nie ma? W sumie szkoda, bo jak człowieka tak nosi, jak mnie teraz, to każda możliwość wyładowania się mile widziana. Wilkołak, zombie, smok – zapraszam. Ale nie widzę. Za to ogólny odbiór krajobrazu powoduje dryf w kierunku lekkopółśrednich stanów depresyjnych. Nic z tego, nie dam się. Mam co z sobą zrobić. I tyle. I jak co roku, jesiennym dołkom mówię stanowcze „Wypad!”

Z rzutu oka w dawniejsze wpisy wychodzi, że ponad dwa lata temu produkowałem się na temat jesieni, depresji i trzymania pionu o tej porze roku. Można nawet uznać, że mimo okoliczności wszelakich trzymam się o wiele lepiej, niż wtedy. Inny, równie prawdopodobny wiosek, brzmi: tegoroczne lato było dłuższe, „złota polska jesień” także – i dlatego „szaro-wredna jesień właściwa” dopiero zaczyna czynić swą powinność. Zainteresowanych dłuższymi rozważaniami w tej kwestii i pewnym trikiem ułatwiającym rozwiązywanie problemów przeróżnych – zapraszam do lektury. I tym optymistycznym akcentem kończę wynurzenia na dziś. Czas działać dalej.