Pełnia księżyca robi swoje, dopadła hiperaktywność. A że jestem wyjątkowo pozytywnie nastawiony mimo okoliczności – dziś piguła śmiechu.
Lubię parodie, co poradzę. I dziś krótka lista tych, które na przestrzeni dość długiego czasu uznałem za mocne na tyle, aby od lat do nich wracać jak jest kiepsko. Z reguły dość konkretnie poprawiają humor.
Jako pierwsza chyba była Shakira i „Hips don’t lie”. I sama piosenka, i parodia mają swoje lata. Chłopaki zrobili może miejscami niesmaczny, ale mocny film.
Następny był chyba O-Zone i „Dragostea Din Tei” – sporo różnych przeróbek się pojawiło, ale jedna szczególnie urzekła: Navy Numa Numa.
Kolejny tytuł na liście: „Bad Romance” – i genialne uliczne wykonanie a capella w wykonaniu „On the Rocks”.
Kolejny kwiatek w tym ogródku: „Call me maybe” i świetny materiał żołnierzy – nudzili się chłopaki na misji, to znaleźli sobie zajęcie. A do tego ktoś wpadł na świetny pomysł i zmontował całość tak, że równolegle widzi się oba teledyski.
Drogą oczywistego skojarzenia (bardzo podobnie filmy wyglądają), przeskoczę w nieco inny klimat: Steve Kardynal. Człowiek, który grasuje na ChatRoulette.com – przed kamerą parodiuje hiciory i nagrywa reakcje przypadkowych rozmówców. Ciężko się nie śmiać, kiedy się go widzi jako Carly Rae Jepsen w „Call me maybe”. Potężne wrażenie robi też jego odegranie Miley Cyrus w „Wrecking ball” (tu dla porównania oficjalny teledysk).
Na koniec – rzecz, przy której po prostu płakałem rzewnymi łzami, a przepona ogłosiła strajk. Lat temu parę pokazała się animka dla dzieci, ze zwierzątkami z farmy i kurczakiem w roli głównej. A niedawno niejaki Luciano Rosso zajął się tematem i pokazał dużą klasę.
Na dziś – tyle. Na pewno nie wiem o wielu świetnych materiałach tego typu, cóż, sieć jest duża. Po prostu stwierdziłem, że jak mam dobry humor, to zrobię dobry uczynek i podzielę się swoją top listą poprawiaczy humoru. A przynajmniej tym jej fragmentem, który na szybko zebrałem.