Kolor można lubić – albo nie. Może się podobać – albo nie. Można w nim wyglądać dobrze albo kiepsko. Są też przypadki szczególne. Na przykład – kolor kojarzy się z pewną nielubianą grupą osób, ale w jednej określonej sytuacji odbiera się go pozytywnie.
Tak się poskładało, że w ramach totalnego potłuczenia i niechęci absolutnej, szukałem ostatnio czegokolwiek na poprawę humoru. Książki nie wchodziły w grę, bo wymagają skupienia i spokoju, na gry nie miałem ochoty – więc co zostało? Oczywiście, obejrzenie czegoś. Jako że skojarzenia są fajne i nieprzewidywalne, dałem się porwać. Podziałało.
Przyplątał się stary, bardzo stary cykl komedii o diamencie, nazywanym Różową Panterą. Klejnot, jako unikat wystawiany w muzeach – lubił od czasu do czasu zniknąć. Znaczy – bywało, że ktoś go ukradł. A wtedy do akcji wkraczał inspektor Clouseau i zaczynało się dziać. Gamoń i pechowiec z wadą wymowy, a do tego niemożliwie uparty i ambitny typ. Oczywiście każda sprawa jest doprowadzona do szczęśliwego zakończenia, a co po drodze – cóż, to trzeba obejrzeć. Pewne kwestie inspektora pamiętam do dziś, mimo że minęło jakieś 30 lat, od kiedy oglądałem jego wyczyny. Kilka ciekawych akcji również. To po prostu rzecz, która jak utkwi w pamięci, to już nie wylezie. A jak teraz o tym wspominam, mam coraz większą ochotę na ponowne obejrzenie całej serii. Po tylu latach. Aha, bardzo proszę nie podpowiadać, że w 2006 ktoś odkurzył pomysł i powstały nowe filmy, bo jakoś to do mnie nie przemawia. Inspektor Clouseau od zawsze ma dla mnie twarz i głos Petera Sellersa, i jak na razie wolę nie ryzykować kontaktu z „rebootem” serii.
Ciekawostką „Różowej Pantery” jest jednak czołówka – występuje w niej przesympatyczny animowany zwierzak. Właśnie różowa pantera. Ktoś wpadł na genialny w swej prostocie pomysł, aby wziąć zwierzaka, wziąć tytułowy motyw muzyczny – i zrobić dłuższą animkę. Koniec końców, powstało całkiem sporo odcinków, które mimo dość sędziwego wieku (i filmy fabularne, i animowane mają plus minus 50 lat) bawią do dziś. Są oczywiście słabsze odcinki, ale są też takie, które nawet oglądane kilkanaście razy „w kółko” bawią do łez. I właśnie tych animek sobie poszukałem, w ramach lekkiego odmóżdżenia i zapewnienia konkretnej dawki zdrowego, szczerego śmiechu. Operacja jak najbardziej udana, humor poprawiony.
I tu właśnie mamy tytułowy przypadek szczególny: mimo że różowy nie należy (bardzo łagodnie rzecz ujmując) do moich ulubionych kolorów – „Różową Panterę” uwielbiam. Tak po prostu wyszło. Co poradzę, że istnieje spora grupa kobiet, które „barwy wojenne” (wszystkie odcienie różu) łączą z typem osobowości i kompletem zachowań w sposób, który wywołuje nie tylko ból oczu, ale także zębów? I chęć możliwie szybkiego oddalenia się na możliwie duży dystans?
I na koniec – bonus dla wytrwałych, którzy doczytali:
Animki z Różową Panterą na YouTube
Oczywiście tradycyjnie już zapraszam do komentowania na fanpage