…jeden jest węgiel i tlen, zwykłą rzeczy koleją praca posiłek i sen. Po właśnie pożegnanym tygodniu przyczepiła się „Huśtawka” Elektrycznych Gitar, z przepięknym tekstem Jacka Kleyffa. I jeszcze na dokładkę „z jednej strony coś głaszcze, z drugiej strony coś wali”, również z repertuaru Elektrycznych. Oj, działo się…

…bardzo różnie i dość mocno. Co ciekawe – wychodzi na to, że i pozytyw, i negatyw pojawiały się w tym samym czasie. Oba sporego kalibru. To już nawet nie huśtawka, a raczej próba wytrzymałości bezpieczników w psychice. Taki prawie crash-test, tyle że w realnych warunkach i bez ostrzeżenia. Przeżycie mocne i pouczające, choć wolałbym go nie powtarzać.

Po ciekawym czasie – ciekawe wnioski. Jeśli chodzi o negatywy – najwięcej personalnych i nader niecenzuralnych, ale te pominę. Pozytywne natomiast jest nieoczekiwane wsparcie i życzliwość od przypadkowo spotkanych osób – zarówno poznanych osobiście, jak „spotkanych” gdzieś w czeluściach internetu. I kilka pomysłów, które dzięki tym właśnie osobom się pojawiły.

Po niefajnym przemyśleniu całokształtu na teraz, przyszedł czas na fajne plany. Ale po pierwsze niewielkie, a po drugie – stworzone w ciągu paru minut. Bo planowanie ma ciekawą właściwość: potrafi trwać tak długo, że na nic innego już nie wystarczy czasu. Zależnie od sytuacji, może to być zarówno ogromna wada, jak i potężna zaleta. Jak dla mnie – na teraz wystarczyła chwila zastanowienia. I małe cele, możliwe do realizacji bez większych problemów i przesadnego wysiłku.  Rozłożone w czasie w taki sposób, abym systematycznie robił postępy. Tu coś podłubać i mieć kawałek konkretu, tam poklepać w klawisze i mieć tekst na bloga, jeszcze gdzie indziej załatwić parę od dość dawna odkładanych pierdół, które wiszą „pomiędzy” i czasem się przypominają lekkimi zadrami. A w tak zwanym międzyczasie – kolejne fragmenty większego projektu. Od podstaw, planowo, w miarę możliwości systematycznie, codziennie jakiś detal, żeby to weszło w nawyk.

Na początek – ten właśnie wpis, do poniedziałkowej kawy. Żeby dobrze zacząć tydzień i uczciwie popracować z rozkoszną świadomością pierwszego w tym tygodniu „pozytywu po godzinach”. A jako że praca daje mi sporo okazji do różnych przemyśleń – plan jest taki, aby przy tych okazjach skupić się na zagadnieniach przewidzianych na późne popołudnie i wieczór. I dokładnie je przeanalizować.

Co wyjdzie, czas pokaże. Znając realia – przewiduję, że radosny chaos życia i prawa Murphy’ego będą miały sporo do powiedzenia, ale staram się być dobrej myśli. Nie wiem, czy nie będę „dziwny” w ramach powtórki „doby bez narzekania” – dziś jeszcze nie zdążyłem na nic ani na nikogo nabluzgać, więc mogę sobie i taką atrakcję dołożyć do poniedziałku.

I tym optymistycznym akcentem, jeszcze chyba nie do końca wybudzony, jeszcze nie do końca świadomy, że to poniedziałek, jeszcze nastawiony pozytywnie – kończę wynurzenia i rozpoczynam pracowity (oby również po godzinach, na własne konto) tydzień. Z mocnym postanowieniem uczynienia tego, co zaplanowałem na najbliższe dni.