to jest bowiem pomysł mój i owoc pracy mojej, który dla was i dla wszystkich w internety został wrzucony. Podejście „dawcy contentu”. Znacie? No to…

…teraz od siebie napiszę kilka gorzkich słów. Na kilka tematów związanych z podejściem użyszkodnictwa do pracy innych. Określenie „użyszkodnictwo” jest jak najbardziej celowe i przemyślane – użyszkodnictwo to ogół użyszkodników, a użyszkodnik z kolei to osoba, która używa i szkodzi. I jedno, i drugie czyni na bardzo różne sposoby.

Żeby nie było, że jakieś wydumane teorie produkuję – zacznę od historii sprzed wielu lat. Miałem pomysł na grę, w którą chciałbym zagrać. Taką… inną. Na rynku nie było czegoś podobnego, długo szukałem. Z braku środków, pomysłu nie zrealizowałem ani nawet nie zacząłem. Za to, gdzieś na wyjeździe, zgadało się, że taka to a taka gra to by mogło być coś fajnego. I zapomniałem o sprawie. Na ładnych kilka lat, po których przypadkiem trafiłem na pewną grę. Dokładnie taką, o której wówczas była mowa. Wyszukanie informacji było kwestią minut. Tak, zgadza się – i miasto, i nazwiska paru osób z zespołu, który wypuścił projekt. Hitu nie było, ale całkiem grywalna i solidna produkcja. Fajnie chłopakom wyszło, trzeba przyznać. Tytułu nie podam, bo i po co? Niesmak pozostał do dziś, kilka wniosków także.

Kolejny kwiatek: jest afera, internety huczą. Biorę stary demotywator, doklejam do niego aktualny (ma kilkanaście godzin) fragment strony – razem tworzą dający do myślenia kolaż. Dodaję do tego odautorski, podobny w brzmieniu (ale o zupełnie innym sensie) do już istniejących tytuł – i dodaję demotywator do poczekalni. Czyli – już istniejące gotowe kawałki, nowy pomysł. Coś nowego. Ma to niezłe oceny, już czuję ten dreszcz emocji. Będzie główna? Parę godzin – i po sprawie: zarchiwizowany z powodu że jest podobny do już istniejących. Kiedyś miałem bardzo irytującą rozmowę z moderatorem tego serwisu, z morałem: nie dyskutować, szkoda czasu i nerwów. Odpuszczam sobie, wolę się zająć czymkolwiek innym. Mija doba. Na fanpage „wiocha-pe-el” mój kolaż, z moim podpisem, ktoś wziął z demotywatorów jak swoje i wrzucił. Nawet nie zaczynałem czegokolwiek wyjaśniać. Niesmak i zniechęcenie. Wnioski wyciągnięte.

I jeszcze jedna historyjka. To już nie był prosty mem. Był pomysł, i to chwytliwy, jak się okazało. Były cztery dobrane grafiki, kawałek tekstu i montaż. Całkiem nieźle wyszło. Około godziny zabawy: wyszukać odpowiednie grafiki, posklejać, dołożyć napisy, przeskalować. Niby niewiele, co? No, ale…
Zrobione, wrzucone na fanpage (30 fanów, raczkuje, tak samo jak blog). W opisie linki do bloga i strony, zamieszczone. Podsyłam link na dwie spore strony o „pasującej” do treści kolażu tematyce. Jedna ma ponad 25 tysięcy fanów, druga – powyżej 15 tysięcy. Zaczynamy tego figurowego fokstrota.
Sytuacja 1
Ktoś z administracji strony zgrał grafikę na dysk, po czym dodał od siebie. Jakiekolwiek profity dla mojej strony szlag trafił. A popularność? 81 „lajków”, 36 ponownych udostępnień, artykuł widziało ponad 5500 osób. O czym świadczy zrzut ekranu, otrzymany w podziękowaniu jako bonus.
Sytuacja 2
Nie było wywieszenia, za to ciekawa wymiana korespondencji. Streszczę ku uciesze i zadumie.
[A]dmin – Nie ma share, jak nie ma z 5000 fanów, nie promujemy niszowych profili.
[R]ozkminiak – Na 5000 fanów to ja w życiu nie wyrobię, mam więcej spraw niż piór na łepetynie.
[A] – Dlatego działaj dla dobra silniejszych
[R] – Za słaby jestem, żeby działać dla innych, a nie na swoje konto.
[A] – (nasz fanpage) ogląda wielu dziennikarzy, od właściciela Pudelka, który czasami daje lajki po „ambitniejsze” media. Jak kiedyś zrobimy coś spektakularnego, to wszyscy się dowiedzą. Na razie musi zbierać fanów.
[R] – Chwytam. Jak coś, mogę podrzucać wersję z watermarkiem, to ewentualnie inna rozmowa.
[A] – Jednak masz parcie na sławę.
[R] – Jak się przyda ta grafika, to nie mam nic przeciw temu, żeby ktoś z adminów pobrał i wrzucił na widok, byle poszło między ludzi. Wyrażam zgodę na wykorzystanie tej grafy, byle dało oglądającym do myślenia.
[A] – Trenuj talenty graficzne. Sam wiesz,że w internecie nikt nikogo nie pyta o zgodę. Takie czasy. Czy chcemy czy nie. Ty pewnie nie pytasz o zgodę twórców jak ściagasz muzę i filmy.
I na tym się w sumie rzeczowa rozmowa zakończyła, wymiękłem. Ileż można.

To tylko mikroskala, parę z moich osobistych potyczek na tym polu. Tymczasem okazuje się, że w makroskali (przynajmniej na polskim podwórku) podobny proceder, a nawet jeszcze paskudniejszy, też się przejawia. Przykład? Proszę bardzo. Jest sobie blog – istnieje od 4 lat, ma liczne grono czytelników i kojarzoną nazwę. Wszystko pięknie – do teraz. Stacja radiowa wymyśliła sobie, że będzie robić audycję – właśnie w tematyce tegoż bloga. I wymyśla tytuł, dziwnym zbiegiem okoliczności identyczny z tytułem bloga. Tu już nie chodzi o godzinę na sklejenie paru fotek, to są lata pracy. A reakcje użyszkodnictwa na dotyczący tej żenady artykuł na blogu? Zgadnijcie…

Krótką i bardzo celną charakterystykę tej mentalności przedstawił bardzo dawno temu jeden z klasyków:

— Powiedz mi — zapytał Staś — co to jest zły uczynek?
— Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy — odpowiedział po krótkim namyśle — to jest zły uczynek.
— Doskonale! — zawołał Staś — a dobry?
Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu:
— Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy.

Postaw się, użyszkodniku, w sytuacji „dawcy contentu”. Coś wymyślasz, robisz – i ani „dziękuję”, ani „pocałuj wiesz gdzie”. To dziwisz się, że „dawca contentu” się zniechęci i nic więcej nie podeśle ani nie wystawi? Albo przynajmniej oznakuje swoją pracę? No to się postaw na jego miejscu. Rusz wyobraźnią. Nie chce ci się? Nie mój problem.

Na koniec mały apel do potencjalnych użyszkodników, którzy chcieliby zrobić coś podobnego do sytuacji, które opisałem wyżej:
Żyjemy w realiach, w których bardzo ważnym i cennym dobrem są nowe pomysły i idee. W świecie, gdzie liczy się nietuzinkowość i oryginalność. Tworząc cokolwiek, chcę być z tym kojarzony, bo to mój wizerunek, moja marka, na którą pracuję. Bo być może wiążę z tym jakieś plany na przyszłość. Bo możliwe, że dzięki temu chcę coś osiągnąć. Uczę się, wymyślam, realizuję swoje projekty w miarę możliwości. Szanuję to, co robią inni, i nie przypisuję sobie autorstwa ich prac. Oczekuję tego samego – uszanuj moją pracę. Podoba ci się? Udostępnij, proszę bardzo – Z PODANIEM ŹRÓDŁA. Nie sugeruj swojego autorstwa, wrzucając moją pracę bez słowa ze swojego konta. Z etycznego, moralnego czy jak go inaczej nazwiesz punktu widzenia to jest kradzież – a jeśli teraz kradniesz efekty mojej pracy „bo przecież można i wszyscy tak robią”, to co ukradniesz za kilka lat? A może na kradzieży się nie skończy?
Nie podoba ci się to, co piszę? No to zrób coś swojego i patrz, jak ktoś ci to podbiera i zgarnia propsy. Może wtedy coś zrozumiesz. Nie umiesz zrobić? To pokombinuj, potrenuj – zobaczysz ile czasem trzeba się nauczyć, żeby zrobić coś, co beztrosko bierzesz jak swoje i dysponujesz jak swoim. Zacznij od zera i baw się dobrze, zawsze jest szansa, że osiągniesz sensowny poziom. A jak gdzieś po drodze przejdziesz sytuacje podobne jak ja, to pogadamy. I pamiętaj o jeszcze jednym: krytykować i czepiać się to każdy potrafi, a żeby zrobić coś swojego (w dowolnej dziedzinie) i wystawić to na krytykę użyszkodnictwa, trzeba mieć jaja. Bo może być ciężko.
Potrafię zaryzykować pokazanie swoich dokonań w sieci, a ty, użyszkodniku? Masz jaja?