Nieco głupawki, szczypta retrospekcji i trochę wywnętrzeń odautorskich – a punktem wyjścia jest dowcip, który kiedyś dawno wymyśliłem, będąc w podobnym nastroju jak teraz. Tak w sam raz na niedzielne przedpołudnie.

Na początek – ukłon w stronę „reguły PPP” i wyjaśnienie trudnego słowa, tak na wszelki wypadek:

Retrospekcja – w utworze epickim przywołanie wcześniejszych wydarzeń przez bohatera bądź bohaterów.

Zainteresowani mogą przeczytać więcej na Wikipedii.

Teraz z nieco innej beczki – niedawno przypomniał mi się krótki dowcip, którego autorem jestem. Bo w ogóle bywam autorem tekstów różnych, nie żebym się chwalił, skądże znowu. Używałem i puściłem w obieg kilka tekstów i określeń, które jakoś tak się rozeszły między ludźmi, że aż jestem zdziwiony, jak często je czytam i słyszę na co dzień. Tym razem będzie o tekście mniej znanym i popularnym. A brzmi on:

Kiedy umiera aktor porno, dla uczczenia jego pamięci koledzy z branży opuszczają maszty do połowy.

Wrzucone na JoeMonster, poszło do kolejki moderacyjnej, sprawa zakończona na czas niejaki. W sumie to nawet zapomniałem, że coś takiego zrobiłem – do momentu, gdy sporo później, przy piwie, znajomy zaczął wygłaszać skądś jakby znaną kwestię. Dokończyliśmy ją chórem, po czym wywiązał się taki mniej więcej dialog:
– Widzę, że też czytasz JoeMonster?
– Nie tylko czytam. Jak widzę, dostałem się na główną.
– No nie pie***l, że to twoje.
– Nie pie***lę, dupą nie ruszam. Rzuć wiadomość autorowi, to potwierdzę tożsamość.

Akcja zakończona powodzeniem, udowodniłem co trzeba, normalnie +50 do respektu. Miły akcent, nie powiem. I znowu zapomniałem o sprawie. Po dość długim czasie znów mi się ten dowcip przypomniał, poszukałem nieco… i okazało się, że został na żywca przeklejony w dwa miejsca. Jedno z nich to dział „humor” jakiegoś forum, poszło z zaznaczeniem, skąd podebrane. Podejście OK, plus dla autora posta. Drugie miejsce – cóż, tu już nie było tak różowo. Dzień po zatwierdzeniu dowcip poleciał na twitterze pana zajmującego się blogowaniem, bodajże o kulturze. Tak po prostu, zero podania źródła. Bo można. I po raz nie wiadomo już który wyszedłem na anonimowego dawcę contentu. Niby mała rzecz, ale nieco niesmaczna. Tym bardziej ze względu na zajęcie osoby, która to zrobiła. Nawiasem mówiąc, nie tylko ja takim dawcą jestem. Jak się człowiek nieco rozejrzy, to różne niemiłe rzeczy może zobaczyć.

Żeby nie było – ani się nie chwalę, ani nie żalę. Ot, samo życie, nic się nie poradzi. Przemyślenia mniej lub bardziej luźne w weekend, plus nieco wspomnień. Tak po prostu.