Aktywność fizyczna – rzecz fajna. A żeby nie było smutno – oczywiście, muzyka. Telefon, słuchawki, zasuwamy. Przy takim rozwiązaniu dobrze jest z jednej strony mieć aparat łatwo dostępny, żeby w razie czego piosenkę zmienić, a z drugiej na tyle chroniony, aby nie uszkodzić. Osoby aktywne znają problem, prawda? No to jedziemy z historią…

Pracę mam jaką mam, wymaga sporo ruchu i noszenia. Z kablami niewygoda, grzebanie po kieszeniach raczej odpada, bo łatwo telefon upuścić, słuchawki nadszarpnąć, takie tam miłe rzeczy się dzieją. Pomyślałem, że rozsądny byłby jakiś zasobnik, który można doczepić, jakaś opaska, cokolwiek. Zapytałem osobę, która biega (ze słuchawkami) i ma identyczny telefon, co i jak. Rozmowa mniej więcej taka wyszła:
– No, mam taką specjalną opaskę do biegania.
– Aha, a można na pół dnia do testu pożyczyć?
– Ale ja wieczorem biegam.
– Rozumiem, tyle że ja to chcę do pracy zabrać i potestować.
– Ale jak to do pracy, jak to jest DO BIEGANIA?
No tak, właścicielka owej opaski wie doskonale, jaką mam pracę. Nie biegam. Wniosek prosty, opaska mi się nie przyda.

Tą skądinąd humorystyczną opowiastkę mógłbym zamieścić ot tak, gdziekolwiek – i byłoby dobrze. Tyle, że drogą dość luźnego skojarzenia przypomniałem sobie inną historię, sprzed paru lat, również związaną z nazewnictwem. Historię dla mnie osobiście dość irytującą, a dlaczego?…

Po kilku latach grzecznego ubierania się „po cywilnemu” uznałem za stosowne zmienić image. Czyli – powrócić do militarnych ciuchów. Bo są ciężkie do rozwalenia, wygodne i po prostu się w nich dobrze czuję. Konkretnie chodziło o spodnie. Udałem się więc na serwis aukcyjny i zacząłem szukać. Nieopatrznie zacząłem wyszukiwanie od hasła „bojówki”. Zaręczam, takiej litanii bluzgów sam po sobie raczej się nie spodziewałem.

No OK, zgadza się, znalazłem parę ewentualnie interesujących ofert. Ale to, co pojawiło się dodatkowo… Na początek parę charakterystycznych cech tego odzienia, a po co to – szybko się okaże.
Kieszenie – bardzo charakterystyczna cecha polowych spodni. Duże, naszyte na udach, pakowne, występują praktycznie we wszystkich modelach. Wyjątków jest dosłownie parę.
Workowatość ogólna – wiadomo, czemu to służy. Ma być wygodne, nie krępować ruchów i tak dalej.
Wiązane nogawki wpuszczane w buty. Docenia je każdy, kto dzięki temu uniknął potopu w butach.
Maskujący wzór – często. Plamy, plamki, różne nieregularne ciekawostki. Zależnie od terenu zastosowania, kraju pochodzenia, klimatu – różne te wzory są, i każdy ma swoją nazwę. Za dużo żeby zapamiętywać, ale kilka(naście) na upartego wymienię, bo mi się optycznie podobają.
Materiał
– tu jest sporo opcji, ale przede wszystkim wytrzymały i oddychający.
To wszystko służy jednemu celowi: użytkowaniu w warunkach polowych, o kilka klas cięższych od normalnego, codziennego noszenia. I takich właśnie spodni szukałem, głównie pod kątem pracy.

A co się znalazło? Tytuły i opisy aukcji pominę, wszyscy wiemy, jak to wygląda. Szczególnie, jeśli chodzi o ciuchy, o których sprzedawcy potrafią napisać bardzo ciekawe rzeczy. Jak się okazało – aby nazwać spodnie „bojówkami”, musi być spełnione dokładnie jedno kryterium: kieszenie naszyte na udach. Wróć. Na nogawkach. Mikroskopijne, płaskie, umiejscowione byle jak i byle gdzie, z (łagodnie pisząc) dziwnie rozwiązanymi zamknięciami. Kompletnie niefunkcjonalne. Rzecz dotyczyła i męskich, i damskich modeli. Ale to dopiero początek  cyrku. Z ciekawości poprzeglądałem nieco „bojówek damskich, bardzo modnych” i tam dopiero znalazłem ciekawostki.

Kroje – bardzo ciekawe. Biodrówki na przykład. I do tego obcisłe. Albo nawet dość luźne, ale za to przed kostkę i z gumkowym ściągaczem. Materiały w sumie dowolne, i dżins, i te takie „lejące się”, i cała masa innych. Co kto lubi, pełen wybór. Kolorystyka też w pełnej gamie. No dobrze, niech będzie. Gładkie jeszcze z bólem, ale ujdą. No, ale przecież polowe spodnie często mają maskować, a co za tym  idzie – mają pewien wzór. Przejrzenie kilku „wzorzystych” modeli pamiętam do dziś.

„Modne moro” i „modna panterka” – ciężkie przeżycie estetyczne, z gatunku takich, które potrafią długo wracać w nocnych koszmarach. Pominę już fakt, że „moro” to wzór z dwukolorowych, bardzo drobnych cętków, zaprojektowany jako kamuflaż w określonym klimacie. Daruję sobie dłuższe dywagacje na temat „panterka to tak naprawdę woodland i pochodne”, tu uproszczenie może i z bólem, ale do przyjęcia. Pantera w plamy, woodland w plamy, skojarzenie oczywiste, niech będzie. Czasem chodziło o „taką panterkę jak pantera”, czyli wzór cętków podobny do ubarwienia sierści kotowatych. No OK. W każdym razie, „moro” i „panterka” były (często zamiennie) używane na określenie materiału w plamy. Czasem pojawiał się też „kamuflaż”. Dobrze, przeżyłem. Jakoś.

Kolory. Różne były, od dość podobnych do barw maskujących, przez dość jaskrawe, do wynalazków niepomiernych. Jeden taki się trafił… No, tego to ja chyba do końca życia nie zapomnę. Biel, błękit i mocny róż. Na samo wspomnienie tego widoku bolą zęby. Jakby się zastanowić, gdzie właściwie takie coś na ubraniu mogłoby pomóc wtopić się w tło – to na myśl przychodzi chyba tylko nocny lokal dla kameleonów na mocnych prochach. No, ale co ja tam wiem.

Opaska do biegania, bojówki damskie w modną panterkę… No dobrze. Takie dość dziwne przykłady, wybrane z bardzo wielu wokół nas. A czy ktoś zwrócił uwagę, że to, co powszechnie się nazywa „cukrem waniliowym”, nigdy nie leżało obok wanilii i na opakowaniu ma napis „Cukier waniliNowy”?