Normalnie czasem strach konserwę otworzyć, a co dopiero przeglądarkę. Po to oczywiście, żeby na facebooka naszego powszedniego wejść dzisiaj, jak i wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu, i jutro i pojutrze na pewno też, i tak dalej, i tak dalej…

Wchodzę  i mam stuprocentową pewność, że co najmniej kilka osób z grona znajomych coś takiego udostępni. Złote myśli, sentencje, aforyzmy – na wszelkie życiowe okoliczności. Czasem to po prostu jednolite tło i prosto wklejony tekst, niekiedy z błędami różnego rodzaju. Kiedy indziej – te grafiki są po prostu ładne. A nawet jakieś ślady artyzmu widać. Miło spojrzeć. Przekazywane treści też jak najbardziej na plus, często skłaniają do zadumy i refleksji, pozwalają zrozumieć siebie, innych, świat…

No pięknie. Tylko – co to właściwie daje? Doprawdy nie wiem, po co to się masowo pojawia, kiedy i tak najczęściej na udostępnieniu się kończy. Czy to, że udostępnię masę cytatów, opisujących człowieka idealnego – uczyni mnie lepszym? Czy wklejenie u siebie i znajomych w ilościach hurtowych wskazówek, jak żyć i postępować – coś zmieni w moim lub ich życiu? Szczerze wątpię. No, może jedno – podniesie poziom ogólnego zirytowania zaśmieceniem tablic. Bo nawet najmądrzejsza myśl, tak po prostu masowo podana dalej, staje się dla odbiorców irytującym śmieciem, który odruchowo omija się wzrokiem. Dlatego też staram się nie udostępniać. Za to – czytam, często zapamiętuję, a niekiedy nawet (grajcie fanfary) zdarza się zastanowić nad tymi treściami, odnieść do siebie i wyciągnąć wnioski. Z ich wdrożeniem bywa różnie, ale to też się zdarza.

Czasem mimochodem zastanawiam się, czy osoby wklejające tego typu materiały odnoszą je do siebie, czy po prostu uznają, że ładne to i mądrze brzmi, to trzeba pokazać światu. Bo o ile rozpowszechniają w ten sposób swoją życiową filozofię – tu nie będę się czepiać. Szanuję, mimo że nie muszę się z nią zgadzać. Gorzej w tym drugim przypadku, bo to jest po prostu śmiecenie i wkurzanie niczemu nie winnych znajomych.

Złotej myśli w podsumowaniu nie będzie, bo ani nie mam pod ręką odpowiedniego cytatu, ani też sam od siebie jakiejś celnej pointy nie napiszę. Tak po prostu, przy poniedziałku podszedł temat – zawartość ściany jakoś dziwnie podsunęła akurat takie, a nie inne przemyślenia.