Mży. Siąpi. Pada. Leje. Kolejność dowolna. Jak na chwilę przestanie – natura szybko uświadamia sobie swoją pomyłkę i ją naprawia. Świat traci kolory, wszystko coraz bardziej szare i smutne. A do tego – to trzynasty wpis na tym blogu. Nie żebym był przesądny, skądże znowu – tak się tylko podzieliłem luźnym spostrzeżeniem.
Od kiedy pamiętam – jesień to smutna pora roku, kojarzona z końcem czegoś. Lata, wakacji, urlopu, wakacyjnego zauroczenia (czy tam urlopowego, zależy jak kto trafi), i tak dalej, i tak dalej. Przyroda też jakby szarzeje i obumiera, robi się mokro, zimno i dołująco. Spacery przestają kusić, spędzanie czasu w dowolny sposób na wolnym powietrzu szlag trafia. Zaczyna się siedzenie w czterech ścianach i próby zrobienia z sobą czegoś w miarę sensownego.
A wbrew pozorom – można wiele. Bo jesień wcale nie jest taka zła, jak na to wygląda. Przynajmniej dla mnie. Ładna pogoda nie kusi plenerami – siedzę w domu. No i OK. Są warunki na lekturę, na przykład. Albo na obejrzenie czegoś, co z powodu ładniejszej pogody zostało odłożone „na kiedyś tam później”. Mogę też zająć się swoimi projektami, również odłożonymi z powodu zbyt ładnej pogody.
Mało tego, z pamięci i podświadomości wypełzają rozwiązane problemy najróżniejszego typu. Chodzi o wykorzystanie potencjału mózgu w większym stopniu, niż zwykle to czynimy. Taka prosta, ale bardzo skuteczna i przydatna sztuczka z pogranicza NLP. Polega na tym, że jak już mam problem do rozwiązania, to nad nim konkretnie siadam, rozważam możliwości działania, rozpisuję sobie wszystkie plusy i minusy, jakie tylko znajdę – po czym… przestaję o nim świadomie myśleć. Zajmuję się wszystkim innym, tym, co na bieżąco wychodzi i czym muszę się zająć. A jakaś część mózgu nad tym pracuje „w tle”, mieli dane i wyciąga wnioski. Po czym, najczęściej znienacka i w niezbyt odpowiedniej chwili, podaje na tacy optymalne rozwiązanie. Po odpowiednim treningu można w sporym stopniu kierować tym procesem: rozwiązywać więcej niż jeden (i to dość złożony) problem naraz, i świadomie „przywoływać” gotowe rozwiązania, jeśli istnieją. Może i brzmi głupio, ale działa – i to całkiem nieźle. Używam, polecam.
A na koniec mała ciekawostka, tak a’propos jesiennych (i innych) dołów. Jakiś czas temu poważne badania wykazały, że najwięcej samobójstw na tle depresyjnym nie zdarza się jesienią, a wiosną. Tak że… oby do lata.