Nie spodziewałem się takiej reakcji już na początku funkcjonowania – dawno nie miałem na koncie tak miłego zaskoczenia, jak podczas wymiany wiadomości i lektury komentarzy do wpisu o produkcji hiciorów. Chciałem sprowokować dyskusję, to teraz mam…
Sporo było o wtórności „nowych lepszych przebojów”:
To jest jak jechanie na cudzych plecach.
Piosenka sama w sobie jest marką. Jeżeli bierzemy utwór i robimy z niego dzieło pokrewne to nie startujemy od zera, ale mamy już zapewniony sukces, bo częśc ludzi złapie się na względy sentymentalne… czyli zarobimy na tym, bo to jest już znane
rozumiem, że rynkiem rządzi popyt i podaż… jednak dla mnie to jest lenistwo
I nie sposób się nie zgodzić, wiele racji w tym jest. Można co prawda polemizować twierdząc, że „wszystko już było” i ciężko jest wymyślić coś swojego, ale tego nie zrobię. Bo pokazują się nowe ciekawe utwory, i jakoś się nie kojarzą z piosenkami słyszanymi lat temu parę- lub kilkadziesiąt. Dziwnym trafem, ich autorzy i wykonawcy najczęściej pojawiają się znienacka, niezależnie od dużych wytwórni. Tak, jakby koncerny funkcjonowały w zupełnie innej rzeczywistości.
No cóż, ludzie lubią to co znają… A „szpece” od marketingu chętnie to wykorzystują.
Ano wykorzystują, ułatwiają sobie pracę jak tylko mogą. Byle jak, byle szybko, byle zarobić i następny hicior produkować. Bo liczą się wyniki. Niestety, głównie finansowe.
Dzięki temu moi rodzice i dziadkowie twierdzą, że współczesna muzyka rozrywkowa to chała, bo ciągle powiela się kawałki z ich młodości.
Mało że powiela, to jeszcze jakimś dziwnym trafem wszędzie non stop słychać „piosenkę”, ale o tym, że jest, łagodnie to nazwijmy, wzorowana na o wiele dawniejszym utworze – o tym sza, tego nie ma.
A na koniec – największe zaskoczenie:
Czuję sie poniekąd bohaterem artykułu, bo solowo tworzę elektronicznie, a i czasem lubię jakis remix czy cover popełnić. Jest to dla mnie niezła frajda, bo uwielbiam zniszczyć czasem jakiś utwór. Celowo tu użyłem słowa „zniszczyć”, bo zazwyczaj z oryginału zostaje bardzo mało. Różnica chyba jest tylko taka, że covery/remixy robione są u mnie dla tzw. zajawki, a sama stylistyka w której się obracam jest wybitnie niszowa, przez co szanse na zaistnienie medialne mam małe (ale też nie mam jakiegoś specjalnego parcia na to). Z perspektywy słuchacza nie mam nic przeciwko unowocześnianiu numerów przez ich coverowanie czy remiksy. Jeśli mi się nie podoba, to wyłączam radio/tv/cokolwiek. W miejscu publicznym raczej wypada to jakoś przetrzymać. Co do masowych gustów, to wypada tylko rozłozyć ręce, bo i nic się nie poradzi. Mało kto już słucha muzyki dla tekstów, bo liczy się wartość rozrywkowa samego numeru. Zresztą można o tym pisać i pisać (i tak mi elaborat jakś wyszedł), a końca nie będzie widać
No i zagwozdka – jak tu w paru zdaniach odpowiedzieć… Spróbuję po kolei:
Spora niespodzianka: twórca muzyki elektronicznej nazywa remix niszczeniem utworu. To mówi samo za siebie, przynajmniej dla mnie temat wartości remixu jest zamknięty. Inną, bardzo ważną kwestią jest fakt, że robi to czasem i dla zajawki. Czyli czasem się bawi, w przerwach między własnymi kompozycjami. Tak to odbieram, i być może nawet prawidłowo.
Kwestia unowocześniania utworów przez remix / cover to śliska sprawa. O remixach sporo już było, to może słówko o coverach? Bo to zupełnie inna sprawa. Ze względu na długoletnie przyzwyczajenia i ugruntowane sympatie, rockowe i metalowe covery bardzo lubię. Tu kwestia jest jasna i w porządku: wykonawcy coverów ani nie przypisują sobie autorstwa, ani nie rozwalają pierwowzorów. Wykonują je w swoim stylu, i tyle. Choć sądzę, że jeśli natknę się na elektroniczny cover jakiegoś evergreena, to nie będę z tego robić tragedii. Ale, do ciężkiej zarazy, cover.
I żeby nie było, że nie lubię muzyki elektronicznej – nie ma reguły, co mi się spodoba. Samego siebie nie raz i nie dwa razy zaskoczyłem, uwierzcie. Kiedy piosenka „podejdzie”, to klasyfikacje gatunkowe są najmniej istotne. Po prostu, podoba się albo nie, i już. Jest długa lista utworów, których czasem słucham i jest to miło spędzony czas – są bardzo różne i tworzą dość zaskakujący zestaw. Może nie jest to pełne spektrum gatunków, ale dużo nie brakuje.