…szczególnie jak mnie co wzruszy
rzuca mnie się na uszy.
No i, ten tego, rzuciło się. I na uszy, i w uszy, i na mózg. Ciśnienie momentalnie podniesione, bo ileż można?
Czasem spotykam się ze znajomymi – co poradzę, taki dziwny jestem, że niekiedy funkcjonuję w realnym świecie. Usiąść, pogadać, pośmiać się – niektórzy tak lubią. Dziwni są, co nie? No, ale że gdzieś siedzieć trzeba, to najczęściej siedzi się w pubach / klubach / czymkolwiek tego typu. A w takich miejscach słyszy się… hmmm… dźwięki w tle, umownie nazywane muzyką. Niektóre z tych dźwięków słychać częściej niż inne, bo są hitami. Ostatnio już po raz któryś usłyszałem hit, który „mnie się rzucił”, i to porządnie. Różne rzeczy przy takich okazjach myślę i mówię, najczęściej bardzo nieparlamentarnie. Tu będzie może i kulturalnie, ale na pewno nie pozytywnie.
Że ludzie mają marzenia, to fajnie. Że próbują je realizować – OK. Ale to, w jaki sposób to niekiedy robią – o, to już inna historia. W dziedzinie tworzenia dźwięków, zwanych dalej piosenkami (z zadatkami na tak zwane hiciory), można swoje marzenia spełniać ciężko pracując, ćwicząc, promując swoje utwory – jest szansa, że się zaistnieje. Takich artystów szanuję i podziwiam. Jest też inna droga, mniej ambitna i wymagająca, ale za to z większą szansą na sukces. Dosadnie tego nie określę, bo szkoda bluzgów.
Jak zostać gwiazdą szołbyznesu
– krótki poradnik, z którego dowiecie się, jak spełnić swoje marzenia bez przemęczania się.
Najpierw bierzemy starą piosenkę. Tak sprzed 20-25 lat, na przykład. Starsza też może być. Oczywiście taką, że zawiera wpadający w ucho motyw, bo nasz hicior ma być prawdziwym hiciorem, a takie wpadają w ucho i już.
Po wyborze piosenki do skatowania, piszemy tekst hitu. Im go mniej, tym lepiej, bo i kto będzie się wsłuchiwać. Słuchacze mają hitu słuchać, a nie jakichś głębokich tekstów. Których i tak by nie zrozumieli.
Mamy lejtmotyw i tekst, teraz czas na najważniejsze. Tworzymy oprawę dźwiękopodobną – dużo elektronicznych bajerków (trochę skreczy, slajdów i czego tam jeszcze – nie znam się, jak coś kiedyś podsłyszałem, tak teraz piszę co pamiętam), ambitniejsi dodają do swoich produkcji brzmienia prawdziwych instrumentów, i robimy REMIX. Teraz jest OK, mamy potencjalny hicior.
Ostatni etap – czas zaistnieć medialnie. Tu każda metoda jest dobra – o ile okaże się skuteczna. Podpowiedzi nie będzie, bo akurat nad tym etapem się nie zastanawiałem.
Jak widać – wystarczy nieco cierpliwości i uporu, plus znajomość podstaw obsługi pewnego programu do obróbki dźwięku, aby świat stanął przed nami otworem. A teraz zastanówmy się… Przy takim podejściu z naszej strony – jaki to będzie otwór?…