Są pierwsze reakcje na to, co piszę. I tu ciekawostka – pytania pojawiły się dwa, w sumie oba proste i na oba można odpowiedzieć w kilku słowach. Co też spróbowałem uczynić. A wyszło jak wyszło…
Pytanie 1:
Jaka będzie tematyka kolejnych wpisów?
Tu było prosto, nawet pisałem o tym zaraz na początku. Wystarczyło powiedzieć, ze to taki blogowy bigos na winie: co się nawinie, to do bigosu. I że sam nie wiem, nad czym się będę pastwić w bliższej czy dalszej przyszłości. To załatwiło temat. Z drugim było znacznie trudniej, choć pytanie w sumie prostsze i odpowiedź jest bardziej oczywista.
Pytanie 2:
Dlaczego nie można komentować na blogu?
No i zaczęło się. Argumentów jest milion i pięć. Na przykład – zamiast użerać się ze spameriadą i trollingiem, mogę zająć się czymś pożyteczniejszym. Zamiast się z tym barować, w tym samym czasie wolę poczytać, pograć, coś obejrzeć, napisać coś tutaj, cokolwiek. Tym bardziej, że jest fanpage, stworzony właśnie w celu wymiany poglądów. Prosta, ale dość skuteczna metoda eliminacji komentujących co popadnie i byle zostawić po sobie jakiś ślad. Ci, którzy chcą wymienić poglądy – pofatygują się na fanpage, a reszta odpadnie. Zresztą, strona typu „Kontakt / współpraca / cokolwiek” też się niedługo pojawi, ten blog dopiero zaczyna raczkować i wszystkiego od razu nie zrobię. Tym bardziej, że „bloguję” (a przynajmniej zaczynam próbować, stąd cudzysłów) w tak zwanym międzyczasie.